przez Nellie » 11 cze 2010, o 14:21
Wczoraj, gdy wklejałam na forum fotki naszych malutkich warszewskich bocianków z ich rodzicami, nie sądziłam, ze jedno z nich tak wcześnie opusci gniazdo... na zawsze.
Dzisiaj rano, gdy zajrzałam na stronkę Warszewa, co zwykle czynie by sprawdzić sytuację w gnieździe, przeczytałam na czacie niepokojące wpisy użytkowników.
Szybko zainteresowałam się tematem i udało się ustalić, ze jeden z bocianków, najmłodsza Anulka, ma poważny , zdrowotny problem. Leżała w gnieździe bez ruchu, co zaniepokoiło czujnych obserwatorów.
Dzięki ich natychmiastowej reakcji zaalarmowano admina, Radka, który podpowiedział jakie kroki podjąć.
Zorganizowano pomoc, wóz strażacki z drabiną przybył na Warszewo. Strażak po drabinie dostał się do gniazda i wyniósł z gniazda znieruchomiałego pisklaczka. Usunął też lezące tam dwa jaja.
Pisklak nie wykazywał oznak życia… Anulka odeszła, zanim nadeszła pomoc.
Sekcja jej zwłok wykazała obecność w żołądku kawałków szkła i drewnianych kołków.
Dzisiaj już nie czas rozpamiętywać co by było gdybyśmy zareagowali wcześniej, bo pisklaczek , mając te rzeczy wewnątrz żołądka, które doprowadziły do poranienia ścianek żołądka i obumieranie komórek, nie miał szans na przeżycie, nawet gdyby reakcja była wcześniejsza. Moglibyśmy tylko skrócić jego cierpienie.
Wczoraj kiedy zdejmowałam fotki z gniazda zarejestrowałam taki obraz: Tadzio, Karola i Anulka w gnieździe z rodzicem, Tośką. (chyba)
Dzisiejszy ranek odsłonił smutna prawdę. Anulka leżała w gnieździe nie ruszając się. Mama Tosia próbowała ja reanimować. Trącała dziobem kilkakrotnie dziwiąc się brakiem reakcji na jej gesty i ciszą, pisklaczek już nie wydawał najmniejszego klekotu.
A te fotki to już po akcji strażaków. W chwili wyjmowania z gniazda Anulki, rodzic na chwile opuścił gniazdo a młode pisklęta przywarły do gniazda udając nieżywe. Takie zachowanie jest normalne.
Po odejściu strażaka, rodzic wrócił i tym razem był zdziwiony brakiem reakcji ze strony pozostałych dwóch piskląt. Trącał małe dziobem, póbując powiedzieć: już jesteśmy sami w gnieździe, już jest OK. Małe uniosły swoje główki, a potem wstały
Kilka fotek z późniejszych momentów w gnieździe. Było karmienie, iskanie maluszków. Rodzice częściej niż zwykle częściej przebywali oboje w gnieździe , nawet jeśli były to krótkie momenty bo trzeba było lecieć na żerowisko po pożywienie.
Dzisiaj zastanawiamy się czy tylko żerowisko jest miejscem zdobywania jedzenia dla piskląt? Dzisiaj martwimy się bo nie chcelibyśmy by podobny los spotkał pozostałe w gnieździe pisklęta.
"Odrobina dobra okazana zwierzęciu lepsza jest niż cała miłość do ludzkości " Richard Dehmel