przez Nellie » 9 kwi 2013, o 12:40
Z nadmiaru obowiązków dopiero dzisiaj odniosę się do zdarzenia i burzliwej po nim dyskusji jaka miała miejsce w sobotnie popołudnie.
.
Przyszła pora przylotu bocianów ale przyroda w tegorocznym sezonie lęgowym w naszym kraju nie była przygotowana na ich przyjęcie.
Gruba warstwa śniegu przykrywała dachy, gniazda, miejsca do żerowania ptaków.
Media informowały o przykrych zdarzeniach związanych z głodującymi bocianami, pokazywały smutne dla bocianolubów obrazy.
Wszyscy wokoło mówili o potrzebie zorganizowania pomocy , nawoływali do karmienia bocianów… My też spróbowaliśmy.
Próba podania wątróbki ( bo dzień przed świętami żadne inne podroby nie były dostępne) nie zakończyła się powodzeniem.
Bocian albo nie było głodny ( chociaż zszedł na daszek i próbował ) albo nie na takie żarełko się nastawił.
.
Dwa dni później po wieczornym zakończeniu prac przy słupie, gdy nie było bociana na gnieździe , podaliśmy świeże mięso pokrojone na kawałki. ( zgodnie z zaleceniem ornitologów), z którymi rozmawiałam wielokrotnie pytając czym i jak karmić bociany.
Niestety tamtej nocy nasza Tosia nie powróciła do gniada, nie przyleciała też rano, kiedy jeszcze mięso leżało w gnieździe.
Zainteresowanie mew gotowych do wzięcia żarełkiem było więc zrozumiałe. Udało się też zauważyć brak wątróbki na dachu, co wskazywało, że również te drapieżne i wszystko jedzące ptaki posiliły się również tym kurzym podrobem .
Pomyślałam wówczas, że obecność mew na naszym terytorium może być zagrożeniem jeśli w niedługim czasie pojawią się jaja a potem pisklęta. Napisałam o tym za forum.
W międzyczasie, kolega prowadzący schroniska dla dzikich ptaków poinformował, że może pomóc naszym bocianom i dostarczyć jednodniowe kurczaki , które są największym przysmakiem bocianów, którymi on się opiekuje. Szybko zorganizował dostawę tych kogutków. Teraz była tylko kwestia nakarmienia bocianów.
Pojechałam na warszewskie łąki, gdzie na śniegu rozłożyłam czarną folię ( o tym przeczytałam w jednym z artykułów wrzuconych przez chatkowych bywalców) a na niej poukładałam kogutki. Następnego dnia pojechałam sprawdzić czy pokarm został zjedzony i ku mojemu zaskoczeniu ale i radości, nic z pozostawionego żarełka nie zostało. Wszystko zostało zjedzone. Nie wiem przez kogo ale na pewno jakieś zwierzęta posiliły się.
Nad Warszewem tamtego popołudnia ( 6.04.2013 ) przelatywały klucze ptaków ( fotki są na forum ). Był to pierwszy naprawdę wiosenny , słoneczny dzień.
Na łąkach ziemia była jeszcze zmarźnięta, leżał śnieg.
W drodze powrotnej, zatrzymaliśmy się w okolicach gniazda, żeby sprawdzić jak trzymają opaski na zamocowanych do gniazda żerdziach.
Na gnieździe zobaczyliśmy bociana, naszą Tosię, która siedziała na gnieździe. Podchodząc do słupa zobaczyłam nisko nad gniazdem krążące ptaki.
Tosia podniosła się i nie wykazując zdenerwowania ich obecnością „czesała” swoje pióra.
Nasza Tośka od kilku godzin leżała na gnieździe, przyszła więc pora na rozprostowanie nóg i rozciągniecie skrzydeł i jak się wkrótce okazało wylot na żerowisko .
Widząc Tosie na gnieździe i brak obecności mew, szybko podjęłam decyzje spróbowania podrzucenia jej na daszek kilku kogutków. Myśl była taka, że ptak na gnieździe może zainteresować się tym przysmakiem bocianów ze schroniska. Poprosiłam młodszego człowieka, żeby z drabiny te kogutki wrzucił na daszek.
Nikt nie zamierzał straszyć bociana!!!. Gdyby nie był po kilku godzinach siedzenia na gnieździe, a jak pokazały następne chwile, zainteresowany wylotem z gniazda, możliwe że, jak w przypadku podawania wątróbek, pozostałby na gnieździe, może nawet zainteresował się co na nim leży. Tym razem jednak postanowił polecieć na żerowisko.
Kiedy Tosia odfrunęła i nie było jej widać w zasięgu wzroku, zdecydowałam, że podrzucimy parę kogutków bezpośrednio do gniazda, jak sugerowały osoby, z którymi n/t karmienia bocianów rozmawiałam. Sądziłam, że Tosia powróci przed wieczorem i może się posili, jeśli nie znajdzie wystarczającej ilości jedzenia na łąkach i przy wodo zbiorze. Wiedziałam też, że wieczorem nie ma mew, nie było zagrożenia dla gniazda i dla bociana. Gniazdo było puste, nic złego się nie działo.
Tylko na posterunku był "dziamgacz", który zrobił z tej akcji wielką aferę wrzucając swoje nagranie na wszystkie fora bocianie, na FB , Ustream i nie wiem gdzie jeszcze. Chyba tylko, żeby odnotować największą oglądalność jednego ze swojej licznej kolekcji nagrań.
Korzystając z nieograniczonego czasu i swoich umiejętności nagrywania przekazów z kamerek, użytkownik naszego forum, „dziamgacz” pokazuje na różnych forach jak i na naszym bocianim czacie zrzuty z kamerek i zarejestrowane przekazy obserwatorom, którzy nie mają możliwości zobaczenia wszystkich wydarzeń z gniazda w bezpośrednim przekazie. Takie działanie jest wręcz wskazane , akceptowane przez obserwatorów i bardzo pożądane.
Wykorzystanie swoich umiejętności i czasu do „narobienia” we własne gniazdo jest wręcz naganne.
Jak określił to ktoś z bywalców chaty, bocian wydala odchody poza swoje gniazdo , żeby w nim nie brudzić, dziamgacz „narobił do własnego gniazda ale też rozniósł tą „kupę” daleko poza gniazdo oprawiając to w komentarz.
Uważam, że w swojej nadgorliwości "dziamgacz" postąpił niegodnie pokazująć równocześnie wizerunek osoby, w celu jej ośmieszenia i niech będzie to delikatne określenie jego czynu.
Jest takie powiedzenie: " nic tak serca nie studzi jak poznawanie ludzi". W przypadku tego zdarzenia powiedzenie to ma swój wymiar.
"Odrobina dobra okazana zwierzęciu lepsza jest niż cała miłość do ludzkości " Richard Dehmel